Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Broniewski Władysław. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Broniewski Władysław. Pokaż wszystkie posty

piątek, 3 stycznia 2025

Brzoza Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Brzoza

Przeciw smutkom cóż pocznę,

o! brzozo!

Usnę, ależ się ocknę,

coś się we mnie rozpęta,

by pamiętać, pamiętać,

o! brzozo!


Córko moja  nieżywa,

o! brzozo!

pieśni nić godziwa

chce mnie spętać trumiennie

i - zatruta - być we mnie,

o! brzozo!


Jakże rozpacz wyrazić , gdy żyję,

o! brzozo!

kiedy słowa nijakie, niczyje,

a ja powiem rozpaczą

słowom, że nic nie znaczą.

o! brzozo!

/Anka 1956/

Robotnik z Radomia Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Robotnik z Radomia

Nie wiem, co to poezja,

nie wiem, po co i na co,

wiem, że czasami ludzie

czytają wiersze i płaczą,


a potem sami piszą, 

mozolnie i nieudolnie,

by od dławiącej ciszy

łkające serce uwolnić.


A kiedy synka stracił

pewien robociarz z Radomia,

o wierszu pomyślał z płaczem

i list napisał do mnie:


"Chłopczyk był śliczny jak róża,

dobre, kochane dziecko...

Wierszyk niech będzie nieduży,

nie religijny - świecki..."


Nie wiem, co to poezja,

jest w niej coś z laski Mojżesza:

strumień dobędzie ze skały

umie zabijać i wskrzeszać.

1949

Pokłon Rewolucji Październikowej Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Pokłon rewolucji Październikowej

Kłaniam się rosyjskiej rewolucji

czapką do ziemi,

po polsku:

radzieckiej sprawie, 

sprawie ludzkiej,

robotnikom, chłopom i wojsku.


Ta w ukłonie czapka - nie hetmańska,

bez czaplego nad otokiem piórka,

lecz więzienna , polska, kajdaniarska,

Waryńskiego czapka z Schlusselburga.


My mamy sztywne karki,

kłaniać  się uczono nas długo,

aż urwał się kańczug carski,

aż wyleźliśmy  spod kańczuga.


Kłaniam się prochom Rylejewa,

kłaniam się prochom Żelabowa,

kłaniam się prochom wszystkich 

rewolucjonistów.


Grób Lenina  - prosty jak myśl,

myśl Lenina - prosta jak czyn,

czyn Lenina - prosty i wielki

jak Rewolucja.


Kłaniam się mogiłom Stalingradu,

mogiłom Berlina i Moskwy -

my, po latach stalowego gradu,

na nich w  przyszłość mościmy mosty.


Na rosyjskiej  i na polskiej ziemi,

na ziemi krwi i miłości,

rosną kwiaty

- my je znajdziemy -

pośród poległych  kości.

1949



Moja biblioteka Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Moja biblioteka

Te półki ocalały mi sprzed wojny

z dziurawymi od kul książkami...

Czasami los wojny jest hojny,

więc dlatego jestem między wami.


Wspominam mitów niedostatek

i średniowiecza łgarstwo -

cóż mi zostało na ostatek

jako lekarstwo?


Nie róg Rolanda, nie miecz don Kichota

i nie wędrówki Kandyda,

dzielna  niegdyś książek piechota

nie na wiele mi się dziś przyda;


nie Byron, nie Szekspir, nie Goethe,

ich poezja  wzniośle -  surowa,

nie Norwid nawet, nie te

zostały mi słowa,


nie zostały nawet słowa Słowackiego,

kiedy mówił:"...pawiem i papugą..."

( a przecież od niego, od niego

uczyłem się tak długo...).


Tego wszystkiego uczyłem się na pamięć,

z woli nieprzymuszonej,

a potem przyszła jedna zamieć, druga zamieć

i pamięć zabitej żony...


Nie, nie to mi zostało z książek 

ocalałych,

ale jakiś przewspaniały związek,

który łączy świat cały.


Jak na taborach radzieckich

w dziewiętnastym , dwudziestym

    (ledwie przypominam)

czytałem ( podporucznik) prawie dzieckiem

książki Lenina...


... Noc już świtem farbuje

i życiu już późna pora...

Towarzysze, dziękuję

za pocałunek Almanzora.

1949


poniedziałek, 9 grudnia 2024

Pięćdziesięciu Władysław Broniewski

 Władysław  Broniewski

Pięćdziesięciu

Październikowy mrok , jak kat

nad śpiącym miastem  groźnie stanął,

wśród pustych ulic świszcze wiatr,

stukają buty SS-manów

i jak bredzenie ciężko chorych

przelata ulicami miasta

październikowa noc Szesnasta

z rykiem motorów. Czy upiorów?...


Warszawa nie śpi, okiem okien

rachuje auta: siedem... osiem...

Warszawa nie śpi i - drapieżna-

przyczaja się w udanym śnie,

bo sen Warszawy - to jej gniew,

a wtedy czuwa i snu nie zna.


Zerwanych mostów nie wyminą

pociągi, rezerw nie dowiozą:

już tydzień przy skręconych szynach

brzuchami świecą parowozy

i zamarł wszelki  ruch na wschód,

cały garnizon trwa pod bronią,

tylko patrole tak jak wprzód,

chodzą z pistoletami w dłoni,

tylko po mieście tak jak zwykle,

złowroga trzeszczą  motocykle...


Październikowa noc okrakiem

stanęła - czemu? - nad Pawiakiem,

rozlała śmierć po  więźniów  twarzach,

przez kraty przepuściła świt,

a wtedy - tupot  w korytarzach

i w każdej  celi klucza zgrzyt!


Apel pośpieszny, apel krótki,

jak salwa: Alle raus! - i wtem,

jak słowo, które  w gardle  utkwi,

ten dzień zaprzestał być już dniem.


Ich  wszystkich było  pięćdziesięciu.

Wiązano grupy po dziesięciu

i pchano siłą w paszcze aut,

a potem - Wola, Włochy, dworzec...

Nad wszystkim bujał, jak proporzec,

dopełniający się już gwałt.


O patrz Warszawo, to są ci,

za których się historia  mści,

to oni wolą nieugiętą

uczyli nas jak żyć, jak bić się,

jak gardzić życiem, kochać życie,

ażeby syn i wnuk pamiętał...

O, patrz Warszawo, toż to tamci,

którzy nas mieli zmiażdżyć, stłamsić,

przed nasz są powołani sąd,

by im wyrokiem wskazać krwawym,

że siła  podłych nie jest prawem,

że to bluźnierstwo, że to błąd.


Ich było tylko  pięćdziesięciu,

 z Powiśla, z Woli byli wzięci,

z warsztatów pracy, fabryk hut...

To oni każdą z bruku cegłą

o wolność bili się , o lud,

o chleb nasz i o Niepodległą!


Ich było tylko pięćdziesięciu,

lecz po nich poszły nas miliony

w wojennym szczęściu i nieszczęściu

ku dniom, tak wtedy oddalonym.


Ich było tylko pięćdziesięciu,

a myśmy zaciskali pięście...


Obywatele, towarzysze ,

nic więcej o nich nie napiszę...

1948


czwartek, 7 listopada 2024

Grób Tamerlana Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Grób Tamerlana

Człowiek jest dobry, mądry, spokojny,

ufny w swój rozum, w myśl niepodległą,

głodu, powietrza, ognia i wojny

nie chce i stawia cegła za cegłą.


Jakże są piękne stare mozaiki

na tym grobowcu władcy i pana!

Z więzień i tęsknot, z prawdy i z bajki

oto wstąpiłem w grób Tamerlana...


Pędzą przez Persję konie kirgiskie,

wali się w gruzy pałac i meczet.

Jakież dalekie, ach! jakież bliskie - 

ogniem i mieczem... ogniem i mieczem...


Jakiż jest zasięg strzały mongolskiej?

Bagdad strzaskają, w Moskwę uderzą,

przez Ukrainę dojdą do Polski -

ogniem i mieczem, łuną i rzezią.


Potem marmurem czarnym grobowca

pyszni się władca, pyszni się sprawca.

Kroczy historia, coraz surowsza.

Życie się sprawdza. Śmieć się nie sprawdza.


Groby murszeją. Giną religie.

Armie topnieją. Mrą ich wodzowie.

Krew do podglebia wsiąka i stygnie -

drzewo porasta nowym listowiem!


Człowiek jest dobry, mądry, spokojny,

pola chce orać piękne i żyzne,

głodu, powietrza, ognia i wojny

nie chce i w siebie wierzy: w Ojczyznę.

              /Bagnet na broń 1943/


*** Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

***

Syn podbitego narodu, syn niepodległej pieśni,

o czym i jak mam śpiewać, gdy dom mój - ruiny i zgliszcza?

Jak czołg przetoczył się Wrzesień ziemi ojczystej przez piersi,

a moja dłoń jest bezbronna i bezbronna jest ziemia ojczysta.


Ja na tę ziemię powrócę, ja chcę ją zbawić, ocalić,

stamtąd chcę światu płonąć serca i pieśni pożarem,

chcę, żeby z gruzów Warszawy rósł żelbetonem socjalizm,

chcę, żeby hejnał mariacki szumiał czerwonym sztandarem.


Dumna i piękna Warszawo, chwała twoim ruinom,

Chcę zaliczyć i ucałować twoje męczeńskie cegły.

Podaj mi dłoń, Białorusi, podaj mi dłoń, Ukraino,

wy mi dacie na drogę wasz sierp i młot niepodległy.


Łuno wolności ludów, moc w zaciśniętej pięści!

Przeminą dni niedalekie i będzie się świat  równieśnił.

Piszę dłonią bezbronną, groźną, chociaż się nie mści,

syn podbitego narodu, syn niepodległej pieśni.

1939


Żołnierz Polski Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Żołnierz Polski

Ze spuszczoną głową powoli

idzie żołnierz z niemieckiej niewoli.


Dudnią drogi, ciągną obce wojska,

a nad nami złota jesień polska.


Usiadł żołnierz pod brzozą u drogi,

opatruje obolałe nogi.


Jego pułk rozbili pod Rawą,

a on bił się, a on bił się krwawo,


szedł  z bagnetem na czołgi żelazne,

ale przeszły zdeptały na miazgę.


Pod Warszawą dał ostatni wystrzał.

Potem szedł . Przez ruiny. Przez zgliszcza.


Jego dom podpalili Niemcy!

A on nie ma broni, on się nie mści...


Hej, ty brzozo, hej, ty brzozo-płaczko,

smutno szumisz nad jego tułaczką,


opłakujesz i armię rozbitą,

i złe losy, i Rzeczpospolitą...


Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,

zasłuchany w tę skargę brzozową,


bez broni, bez orła na czapce,

bezdomny na ziemi-matce.

1939



sobota, 19 października 2024

Bagnet na broń Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Bagnet na broń

Kiedy przyjdą podpalić dom,

ten, w którym mieszkasz - Polskę,

kiedy rzucą przed siebie grom,

kiedy runą żelaznym wojskiem

i pod drzwiami staną, i nocą

kolbami w drzwi załomocą - 

ty, ze snu podnosząc skroń,

stań u drzwi.

Bagnet na broń!

Trzeba krwi!


Są w ojczyźnie rachunki krzywd,

obca dłoń ich też nie przekreśli,

ale krwi nie odmówi nikt:

wysączymy ją z piersi i z pieśni.

Cóż, że nieraz smakował gorzko

na tej ziemi więzienny chleb?

Za tę dłoń podniesioną nad Polską - 

kula w łeb!


Ogniomistrzu i serc, i słów,

poeto, nie w pieśni troska.

Dzisiaj wiersz - to strzelecki rów,

okrzyk i rozkaz:

Bagnet na broń!

Bagnet na broń!

A gdyby umierać przyszło,

przypomnimy, co rzekł Cambronne,

i powiemy to samo nad Wisłą.

               Kwiecień 1939

środa, 16 października 2024

Mannlicher Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

MANNLICHER

Nie głaskało mnie życie po głowie,

nie pijałaem ptasiego mleka -

no i dobrze, no i na zdrowie:

tak wyrasta się na człowieka.


Byłem jeszcze zupełny szczeniak,

kiedym wziął karabin do garści,

żeby  w śmierci, w grozie zniszczenia

zaciąć usta i czoło zmarszczyć.


Nauczyło żołnierskiej krzepy

życie trudne, twarde i liche.

Byłem wtenczas jak szczeniak ślepy,

na świat patrzył na mnie mannlicher.


Dowiedziałem się , o  czym milczy

czarny Styr i  zielony Stochód...

Gryzą ziemię moi najmilsi,

nawąchali się dosyć prochu.


Cóż im  wyznać w serdecznym słowie,

gdy się młodość jak cmentarz przyśni?...

Nie głaskało mnie życie po głowie,

nie doszedłem tam, dokąd szliśmy,


ale idę, jak żołnierz dalej,

inny, dalszy, trudniejszy cel mam

i jak stary mannlicher wali

wiersz mój gniewny - broń szybko strzelna.

                      ( Krzyk ostateczny 1938)

No pasaran! Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

NO PASARAN!

Umierający republikanie,

brocząc po bruku krwią swoich ran,

w krwi umaczanym palcem po ścianie

wypisywali: No pasaran!


Ogniem, żelazem napis ten ryto

pośród barykad z bruku i serc.

Tak się rodziła wolność Madrytu,

droższa niż życie, trwalsza niż śmierć.


Na nią dwa lata parły faszyzmy,

ogniem, żelazem żłobiąc jej kształt.

Wolność na posąg rosła ojczyzny,

tej, która  depcze ucisk i gwałt.


W wierszu mym - wolność, równość, braterstwo,

wiersz mój zbroczony krwią swoich ran.

Jeśli ma zginąć, niech  poprzez śmierć swą

głosi nadzieję: No pasaran!

             Krzyk ostateczny  1938

No pasaran! hiszp. - Nie przejdą! ( domyślnie faszyści)


wtorek, 15 października 2024

Cześć i dynamit Władysław Broniewski

 Władysław  Broniewski


Cześć i dynamit

Idą faszyści. Wiodą natarcie

marokańskimi batalionami.

Madryt czerwony walczy zażarcie.

Pięść  podniesiona. Cześć i dynamit!


Znaczy to : godność, znaczy to: siła,

ta, która w gruzy wali starzyznę.

Pięść zaciśnięta, aby zabiła.

Pięść podniesiona w boju z faszyzmem.


Rwą się pociski ponad Madrytem.

Czerwień republik krwią się zabarwia.

Cześć i dynamit! Chwałą zabitym!

Broni walczącym! Arriba parias!...


Idą giserzy, tkacze, górnicy,

chłopi Kastylii i Katalonii,

bronić warsztatu, bronić ulicy.

Bój to śmiertelny, bój za miliony.


Ci, co nie będą niewolnikami,

idą się bronić, ziemio hiszpańska,

abyś nie była, jak przed wiekami,

znowu królewska, księża i pańska.


Broni się Madryt, krwawy i piękny.

Trwa Guadarrama. Trwa Samosierra.

Proletariusze już nie uklękną,

oni umieją stojąc umierać.


O, przyjaciele! Dzieją się  dzieje.

Walka za nami. walka przed nami.

Ja chcę wam rzucić  za Pireneje

serce poety: cześć i dynamit!

         Krzyk ostateczny 1938

Do towarzysza - więźnia Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Do  towarzysza - więźnia

Drzwi zamknięte, okute drzwi,

w wąskim oknie żelazna krata...

Tutaj miną najlepsze dni,

miną miesiące i lata.


Trzeba zęby zacisnąć i trwać,

łamiąc w sercu słabość więzienną.

Czemu nocą nie możesz spać,

towarzyszu więziony wraz ze mną,


czemu puścić nie mogą krat

twe ściśnięte kurczowo palce?

Tam, za oknem, walczący świat,

czemuż ciebie nie ma w tej walce?


Tam, za oknem, wzywa cię dal,

w którą śmiało trzeba się rzucić...

Słychać, słychać już trzaski salw,

słychać twardy krok rewolucji.


Towarzyszu więziony, trwaj,

więcej woli, nadziei, hartu,

z tobą cały walczący kraj,

z tobą masy robocze i partia.


W arsenałach jeszcze broni dość,

wiele gazów, dynamitu, stali,

ale idzie , ale musi dojść

do przepaści dziejów kapitalizm.


Przyjdzie wiosna, cała we krwi,

wyścielemy jej most piersiami.

Drzwi zamknięte, okute drzwi

otworzymy na oścież, sami!

            Troska i pieśń 1932




niedziela, 13 października 2024

Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

Elegia  o śmierci Ludwika Waryńskiego

Jeżeli nie lękasz się pieśni

stłumionej, złowrogiej i głuchej,

gdy serce masz mężne i jeśli

pieśń kochasz swobodną - posłuchaj.


Szeroka, szeroka jest ziemia,

gdy myślą ogarnąć ją lotną,

szeroka po ziemi więzienia, 

głęboka w więzieniu samotność.


Już dziąsła przeżarte szkorbutem,

już nogi spuchnięte i martwe,

już koniec, już płuca wyplute - 

lecz palą się oczy otwarte.


Poranek marcowy. Jak cicho.

Jak dziwna się jasność otwiera.

I tylko tak ciężko oddychać,

i tylko tak trudno umierać.


Posępny jak mur Schlusselburga,

głęboki jak dno owej ciszy,

zza krat , z więziennego podwórka

dobiega go śpiew towarzyszy.


I słucha Waryński, lecz nie wie,

że cienie się w celi zbierają,

powtarza, jak niegdyś  w Genewie:

- Kochani... ja muszę do kraju...


Do Łodzi, Zagłębia, Warszawy

powrócę zawzięty, uparty...

ja muszę... do kraju, do sprawy,

do mas, do roboty, do partii...


ja muszę... - I śpiew się urywa,

I myśli urywa się pasmo.

Ta twarz już woskowa, nieżywa,

lecz oczy otwarte nie gasną.


Gdzieś w górze, krzykliwy i czarny,

rój ptactwa rozsypał się w szereg,

jak czcionki w podziemnej drukarni,

gdy nocą składali  we czterech...


Fabryka Lilpopa... róg Złotej...

Żurawia... adresy się mylą...

robota...tak, wiele roboty...

i jeszcze - dziesiąty pawilon...


Ach, płuca wyplute nie bolą,

śmierć w szparę judasza zaziera,

z ogromną tęsknotą i wolą

tak trudno lat siedem umierać.


Wypalą się oczy do końca,

a kiedy zabraknie  płomienia,

niech myśl, ta pochodnia płonąca,

podpali kamienie więzienia!


Raz jeszcze się dźwignął na boku:

- Ja muszę... tam na mnie czekają...-

i upadł w ostatnim krwotoku,

i skonał. I wrócił do kraju.

               Troska i pieśń 1932






Poezja Władysław Broniewski

 Władysław Broniewski

POEZJA

Ty przychodzisz jak noc majowa,

biała noc, noc uśpiona w jaśminie,

i jaśminem pachną twoje słowa,

i księżycem sen srebrny płynie,


płyniesz cicha przez noce bezsenne

- cichą nocą tak liście szeleszczą -

szepczesz sny, szepczesz słowa tajemne,

w słowach cichych skąpana jak w deszczu...


To za mało! Za mało! Za mało!

Twoje słowa tumanią i kłamią!

Piersiom żywych daj oddech zapału,

wiew szeroki i skrzydła do ramion!


Nam te słowa ciche nie starczą,

Marne słowa. I błahe. I zimne.

Ty masz werbel nam zagrać do marszu!

Smagać słowem! Bić pieśnią! Wznieść hymnem!


Jest gdzieś radość ludzka, zwyczajna,

jest gdzieś jasne i piękne życie - 

Powszechnego chleba słów daj nam

i stań przy nas, i rozkaż -  bić się!


Niepotrzebne nam  białe westalki,

noc nie zdławi świętego ognia - 

bądź jak sztandar rozwiany wśród walki,

bądź jak w wichrze wzniesiona pochodnia!


Odmień, odmień nam słowa na wargach,

naucz śpiewać płomienniej i prościej,

niech nas miłość ogromna potarga,

więcej bólu i więcej radości!


Jeśli w pieśni potrzebna ci harfa,

jeśli harfa ma zakląć pioruny,

rozkaż żyły na struny wyszarpać

i naciągać , i trącać jak struny.


Trzeba pieśnią bić aż do śmierci,

trzeba głuszyć w ciemnościach syk  węży.

Jest gdzieś życie piękniejsze od wierszy.

I jest miłość. I ona  zwycięży.


Wtenczas daj nam, poezjo, najprostsze

ze słów prostych i z cichych - najcichsze

a umarłych w wieczności rozpostrzyj

jak chorągwie podarte na wichrze.

                              Dymy nad miastem 1927




czwartek, 10 lutego 2022

Mój pogrzeb Władysław Broniewski

 Mój pogrzeb

Mnie ta zie­mia od in­nych droż­sza,
ani chcę, ani umiem stąd odejść,
tu­taj Wi­słą, wia­tra­mi Ma­zow­sza
prze­szu­mia­ło mi dzie­ciń­stwo i mło­dość.


W moim oknie pole i to­po­le,
i ja wiem, że to wła­śnie - Pol­ska.
Stąd i ra­dość, i chmu­ra na czo­le,
tu­taj sło­wa me zbro­ję jak woj­ska.

A te sło­wa zro­zu­mie zie­mia,
choć­by mia­ły krwią się wy­są­czyć:
prze­cież na­wet mury wię­zie­nia
ob­ra­sta­ją po­ezją jak pną­czem.

Tu­taj do mnie naj­cich­szym list­kiem
uf­nie mó­wią to­po­le i wierz­by,
moje ser­ce tu wie o wszyst­kiem,
chy­ba tu­taj umrę - bo gdzież­by?

Więc gdy umrę, do­brze mnie otul,
zie­mio czar­na, zna­jo­ma, do­bra,
sze­re­ga­mi ża­łob­nych to­pól
nie­chaj idzie za mną kra­jo­braz

i niech w srebr­nym li­ści po­pło­chu
dłu­go szu­mią nad­wi­ślań­skie drze­wa
o tym wszyst­kim, com czuł i ko­chał,
o tym wszyst­kim, cze­gom nie wy­śpie­wał.

Władysław Broniewski

sobota, 23 marca 2019

Obietnica Władysław Broniewski

Władysław Broniewski

Obietnica 

Có­recz­ko moja da­le­ka, 
pu­sto, pu­sto koło mnie, 
ser­ce krwa­wi i cze­ka, 
ono nie umie za­po­mnieć. 

Umar­łaś, lecz nie­zu­peł­nie: 
na­dal ra­zem się tru­dzim. 
Com ci obie­cał - speł­nię: 
wiersz mój od­nio­sę lu­dziom, 

by da­wał po­kój i świa­tło, 
mi­łość, na­dzie­ję, ra­dość, 
choć nie­ła­two, có­recz­ko, nie­ła­two 
nieść wiersz i pod nim upa­dać... 

Ta noc strasz­li­wym pta­szy­dłem 
sia­dła na mnie i kra­cze. 
Obe­rwę, obe­rwę jej skrzy­dła, 
wy­rwę się, wy­rwę roz­pa­czy. 

czwartek, 24 stycznia 2019

Na śmierć rewolucjonisty. Władysław Broniewski

A z tej celi pu­stej i chłod­nej 
trze­ba bę­dzie nie­dłu­go odejść, 
jesz­cze spoj­rzeć w nie­bo po­god­ne, 
jesz­cze spoj­rzeć za sie­bie-w mło­dość. 

Już za chwi­lę przyj­dą żan­dar­mi, 
wy­pro­wa­dzą bez sło­wa z celi... 
Trze­ba umieć, jak żoł­nierz ar­mii, 
iść spo­koj­nie pod mur cy­ta­de­li. 

Ach,umie­rać nie bę­dzie cięż­ko, 
cho­ciaż ser­ce ma lat dwa­dzie­ścia- 
nie zła­ma­ne co­dzien­ną klę­ską, 
dzie­sięć klęsk,dzie­sięć kul po­mie­ści! 

Bo jest ży­cie pięk­niej­sze, nowe, 
i życ war­to, i umrzeć war­to! 
Trze­ba nieść, jak cho­rą­giew,gło­wę, 
świe­cić pier­sią ku­la­mi roz­dar­tą, 

Trze­ba umieć umie­rać pięk­nie, 
pa­trzeć w lufy wznie­sio­ne śmia­ło! 
Aż się pod­łe za­dzi­wi i zlęk­nie, 
aż umilk­nie ło­skot wy­strza­łów!