W polu
Dwoje nas w ciszy polnego zakątka.
Strumień na oślep ku słońcu się pali,
W liściu, co trafił na krzywy prąd fali,
Wirując, płynie szafirowa łątka.
Nadbrzeżna trawa zwisając potrąca
O swe odbicie zsiwiałą kończyną
Do której ślimak , pęczniejąc z gorąca,
Przysklepił muszlę swym ciałem i śliną.
W przerzutnym pląsie znikliwsza od strzały
Płotka się czasem zasrebrzy na mgnienie.
Pod wodą - spojrzyj! - prześwieca piach biały
I mchem ruchliwym brodate kamienie.
Czemu ci głowa na dłonie opadła ?
To - pachnie trawa i ten piach nad wodą-
To - wód polśnione smugami zwierciadła
Parują ciszą, blaskiem i ochłodą.
Tych kilku dębów ponad brzegiem liście
Podziurawione i przeżarte chciwie
Przez gąsienice, trwają tak przejrzyście
Nad własnym cieniem, co utkwił w pokrzywie.
Z tej tu pokrzywy czas dębowych cieni
Zgarnę ku piersiom, co na słońce dyszą,
Ustami dotknę bezmiernej zieleni,
Stęsknionej do mnie swym sokiem i ciszą.
Do kwiatów przywrę rozpalone czoło,
Wsłucham się w bąki grające i brzmiki,
I będę patrzał, jak lepkie gwoździki
Wśród jaskrów lśniącą ociekają smołą.
I będę patrzał jak maki i szczawie
Mdleją, ciał naszych odurzone wonią,
I będę wodził twoją białą dłonią
Po wielkiej trawie , nie znanej nam trawie.
( Łąka 1920) Bolesław Leśmian