wtorek, 22 października 2024

Do mojej matki Edward Szymański

 Edward Szymański

Do mojej matki

Było kiedyś tak dobrze w długie fałdy sukienki

schować głowę, wiedzieć ,że mnie nie ma.

Mocno, głośno śpiewało we mnie serce maleńkie

ogromnego szczęścia poemat.


Dni były pełne Ciebie i sny, jak Ty, ciepłe,

i każda radość miała Twój głos, Twoje imię.

Nie wiedziałem, co znaczy nienawidzić i cierpieć - 

byłem z Tobą, Ty byłaś przy mnie.


Dziś masz oczy już nie takie jasne

jak kiedyś, gdy mnie w ręce brałaś uśmiechnięta.

Tyle dni złych i dobrych  rodziło się, gasło,

a tylu już dni nie pamiętam...


Urosłem. Trzeba było stromą drogą od Ciebie odejść.

Zostałaś cicha i mała. Co dzień o mnie się martwisz więcej.

A przecież piersi szerokie za ciasne mi na oddech,

a przecież mógłbym Ciebie jak dziecko wziąć na ręce.


Pewnie nigdy nie myślałaś o mnie,

nosząc pod sercem,

ani potem, tuląc do piersi,

że  urodzisz i wychowasz - płomień.


Myślałaś: będzie silny, szczęśliwy, bez trosk...

- Maleńka, droga matko, cóż Ci o sobie powiem?

Nauczyłem się walczyć i cierpieć, nienawidzieć otwarcie i wprost-

I kochać, kochać tak mocno, jak tylko potrafi człowiek.

               /Do mieszkańców Marsa 1934 /