środa, 10 kwietnia 2024

Herostrates Jan Lechoń

 Herostrates 

Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie,

Od egipskich piramid do śniegów Tobolska,

Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,

Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie,


Kaleka, jak beznodzy żołnierze szpitalni,

Co będą ze łzą wieczną chodzili po świecie,

Taka  wyszła nam Polska z urzędu w powiecie

I taka się powlokła do robót -  w  kopalni.


Dziewczyna, na  matczyne niepomna przestrogi,

Nieprawny dóbr sukcesor, oranych przez dzieci,

Robaczek świętojański, co w nocy zaświeci,

Wspomnieniem dawnych bogactw żyjący ubogi.


A dzisiaj mi się w zimnym powiewie jesieni,

W szeleście rdzawych liści, lecących z kasztanów,

Wydała kościotrupem spod wszystkich kurhanów,

Co czeka trwożny chwili, gdy ciało odmieni.


O, zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie,

Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,

Pokruszcie na kawałki gipsowe figury,

A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie.


Czy widzisz  te kolumny na wyspie w teatrze,

Co widok mi zamknęły daleki na ścieżaj?

Ja tobie rozkazuję! W te słupy uderzaj

I bij w nie, aż rozkruszysz, aż ślad się ich zatrze.


Jeżeli gdzieś, na Starym pokaże się Mieście,

I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,

Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę

I tylko wieść mi o tym radosną  przynieście.


Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze

Jesiennych wiatrów gęźba w półnagich badylach,

A  niech się słońce przegląda w motylach,

A  wiosną niechaj wiosnę, nie Polskę , zobaczę.


Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę

Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,

I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,

Czy wszystko w pył rozkruszone, czy ... Polskę obudzę.

(Karmazynowy poemat 1920)