Krzysztof Kamil Baczyński
Jesienny spacer poetów.
Drzewa jak rude łby
barbarzyńców
wnikały w żyły żółtych rzek.
Biało się kładł popiołem
tynku
wtopiony w wodę miasta brzeg.
Szli po dudniącym moście
kroków
jak po krawędzi z kruchego
szkła,
pod zamyślonym globem
obłoków,
po liściach jak po
krwawych łzach.
I mówił pierwszy: ''Oto
jest pieśń,
która uderza w firmament
powiek.''
A drugi mówił :''Nie, to jest śmierć,
którą przeczułem w zielonym
słowie.''