środa, 6 marca 2019

Oda do młodości

Adam Mickiewicz

Oda do młodości

Bez serc, bez du­cha, to szkie­le­tów ludy; 
Mło­do­ści! do­daj mi skrzy­dła! 
Niech nad mar­twym wzle­cę świa­tem 
W raj­ską dzie­dzi­nę ułu­dy; 
Kędy za­pał two­rzy cudy, 
No­wo­ści po­trzą­sa kwia­tem, 
I ob­le­ka w na­dziei zło­te ma­lo­wi­dła. 

Nie­chaj, kogo wiek za­mro­czy, 
Chy­ląc ku zie­mi po­ra­dlo­ne czo­ło, 
Ta­kie wi­dzi świa­ta koło, 
Ja­kie tę­py­mi za­kre­śla oczy. 

Mło­do­ści! ty nad po­zio­my 
Wy­la­tuj, a okiem słoń­ca, 
Ludz­ko­ści całe ogro­my 
Prze­nik­nij z koń­ca do koń­ca. 

Patrz na dół - kędy wiecz­na mgła za­cie­mia 
Ob­szar: gnu­śno­ści za­la­ny od­mę­tem: 
To zie­mia! 
Patrz, jak nad jej wody tru­pie 
Wzbił się ja­kiś płaz w sko­ru­pie, 
Sam so­bie ste­rem, że­gla­rzem okrę­tem; 
Go­niąc za ży­wioł­ka­mi drob­niej­sze­go pła­zu, 
To się wzbi­ja, to w głąb wali: 
Nie lgnie do nie­go fala ani on do fali, 
A wtem ják bań­ka pry­snął o szmat gła­zu: 
Nikt nie znał jego ży­cia, nie zna jego zgu­by: 
To sa­mo­lu­by! 

Mło­do­ści! to­bie nek­tar ży­wo­ta 
Na­ten­czas słod­ki, gdy z in­ny­mi dzie­lę: 
Ser­ca nie­bie­skie poi we­se­le, 
Kie­dy je ra­zem nić po­wią­że zło­ta. 

Ra­zem, mło­dzi przy­ja­cie­le!... 
W szczę­ściu wszyst­kie­go są wszyst­kich cele; 
Jed­no­ścią sil­ni; ro­zum­ni sza­łem, 
Ra­zem, mło­dzi przy­ja­cie­le!... 
I ten szczę­śli­wy, kto padł wśród za­wo­du; 
Je­że­li po­le­głym cia­łem 
Dał in­nym szcze­bel do sła­wy gro­du. 
Ra­zem, mło­dzi: przy­ja­cie­le!... 
Choć dro­ga stro­ma i śli­ska, 
Gwałt i sła­bość bro­nią wcho­du: 
Gwałt niech się gwał­tem od­ci­ska, 
A ze sła­bo­ścią ła­mać uczmy się za mło­du! 

Dziec­kiem w ko­leb­ce kto łeb urwał Hy­drze, 
Ten mło­dy zdu­si Cen­tau­ry;, 
Pie­kłu ofi­la­rę wy­drze, 
Do nie­ba pój­dzie po lau­ry. 
Tam się­gaj, gdzie wzrok nie się­ga; 
Łam, cze­go ro­zum nie zła­mie: 
Mło­do­ści! orla twych lo­tów po­tę­ga, 
Jako pio­run two­je ra­mię 

Hej! ra­mię do ra­mie­nia! spól­ny­mi łań­cu­chy 
Opasz­my ziem­skie ko­li­sko! 
Ze­strzel­my my­śli w jed­no ogni­sko 
I w jéd­no ogni­sko du­chy!... 
Da­lej, bry­ło, z po­sad świa­ta! 
No­wy­mi cię pchnie­my tory, 
Aż opĺeśnia­łej zbyw­szy się kory, 
Zie­lo­ne przy­po­mnisz lata. 

A jako w kra­jach za­mę­tu i nocy 
Skłó­co­nych ży­wio­łów wa­śnią, 
Jed­nym stań się z bo­żej mocy 
Świat rze­czy sta­nął na zrę­bie; 
Szu­mią wi­chry, cie­ką głę­bie, 
A gwiaz­dy błę­kit roz­ja­śnią- 

W kra­jach ludz­ko­ści jesz­cze noc głu­cha: 
Żywio­ły chę­ci jesz­cze są w woj­nie; 
Oto mi­łość ogniem zio­nie, 
Wyj­dzie z za­mę­tu świat du­cha: 
Mło­dość go po­cznie na swo­im ło­nie; 
A przy­jaźń w wiecz­ne sko­ja­rzy spoj­nie. 

Pry­ska­ją nie­czu­łe lody, 
I prze­są­dy świa­tło ćmią­ce. 
Wi­taj, ju­trzen­ko swo­bo­dy, 
Zba­wie­nia za tobą słoń­ce